Pewnie po takim rozpoczęciu, myślicie, że jestem szczęśliwa i wszystko u mnie w porządku.
Ka-boom, zaskoczę was.
Wcale tak nie jest.
Jestem w totalnej depresji, rozsypce emocjonalnej i w kilku innych depresjonistyczno-dobijających słowach.
Już mówię, co doprowadziło do tego stanu rzeczy.
Serial, po obejrzeniu którego zmieniłam życiowy cel, i którym zaserwowałam sobie fikcyjną depresję
- czyli biorę pod lupę najsłynniejszego i jedynego detektywa-konsultanta~
UWAGA, MOŻE ZAWIERAĆ DELIKATNE I MALUSIEŃKIE SPOILERY
Ostatnimi czasy miałam straszny nawał pracy i nauki - wiadomo: koniec semestru, koniec roku, wystawianie ocen, nadrabianie przedświątecznych zaległości i inne tym podobne. Postanowiłam więc zabrać się za jakiś serial. Tak się złożyło, że na oazowej wigilii Ania - najpozytywniejsza osoba jaką znam - poleciła mi Sherlocka.
Stwierdziłam, no dobra co mi tam.
Czytałam w końcu kiedyś książkę Doyle'a i była naprawdę świetna. Już jako dwunastoletnia dziewczynka zakochałam się w tajemniczo-inteligentnym mężczyźnie w dziwnej czapce, ukradkiem popalającego fajkę.
Zakochana i przyzwyczajona do "doylowskiego" Holmsa, na początku, nie ukrywam, byłam nastawiona naprawdę co najmniej sceptycznie do wersji współczesnej mojego ulubionego detektywa. Szczerze, to pewnie gdyby nie żarliwe zapewnienia Ani, że serial jest fajny ("super, mega, łał, wszystko tam jest porządnie zrobione; serial jest po prostu smaczny"), nigdy bym się za niego nie wzięła.
Znalazłam więc sobie pierwszy odcinek.
Pierwszym co rzuciło mi się szczególnie w oczy, to długość odcinka - około 90 minut, czyli tyle ile przeciętny film, a nie jeden odcinek.
Z mieszanymi uczuciami i nie do końca pozytywnym nastawieniem, kliknęłam "play".
I to był
Zniknęłam z życia na dwa dni, bo tyle zajęło mi obejrzenie wszystkich obecnie dostępnych sezonów. Przez ten czas, ciągle i nieprzerwanie śledziłam losy doradczego detektywa i
Już od pierwszych minut "A Study in Pink" (S01E01), zostałam wciągnięta w wir wartkiej i ciekawej akcji, która utrzymała się na najwyższym poziomie, aż do finalnego odcinka 3 sezonu. Żaden z wątków nie był za mało, czy za bardzo roztrząsany - każdemu zostało poświęcone tyle uwagi, na ile zasługiwał. Gładkie przejścia między scenami i poszczególnymi akcjami zdecydowanie przyczyniły się do komfortu oglądania. Ja osobiście nigdy nie odniosłam wrażenia, że jakaś scena została tam wciśnięta na siłę, lub znalazła się tam przez przypadek (czego z resztą często doświadczałam podczas oglądania Gry o tron). Od razu widać, że wszystko jest tam przemyślane co najmniej z trzydzieści siedem razy.
Aczykolwiek moim skromnym zdaniem, wątki miłosne są tam totalnie zbędne.
No chyba, że scenarzyści posłuchaliby próśb fandomu
/SPOILER/ ?
Tak na marginesie - zauważyliście, że ZAWSZE gdy ktoś spekuluje o rzekomym związku dwóch przyjaciół z Bakery Street, Sherlock NIGDY nie zaprzecza? .-.
Ponadto, kiedy Irene stanęła rozebrana przed Johnem, ten kazał jej się natychmiast ubrać, a kiedy to Sherlock świecił gołym tyłkiem, John nic nie mówił, tylko przyglądał się mu z ciekawością.
Tak tylko mówię XD
/SPOILER/END/
Tym, co definitywnie ujęło mnie w tej BBC'owej produkcji, jest sposób obrazowania toku myślenia
Dobra, cofam to. Jednak nic nie oddaje w 100% tego co dzieje się w umyśle Holmes'a XDD |
Cała akcja serialu toczy się - podobnie jak w pierwowzorze - w malowniczym Londynie, który już sam w sobie tworzy otoczkę tajemniczości. Taki urok tego miasta.
Bardzo podoba mi się to, że mimo wszystkich zwrotów akcji i nieprzewidywalnych wydarzeń, bohaterowie nie tracą na swojej angielskości. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że każdy z Anglików ma w lodówce obok sera i pomidorów ludzką wątrobę w słoiku i martwą sowę na łóżku w swojej sypialni, co zmusza go do spania na kanapie w salonie.
Mam na myśli to, że bohaterom nieodzownie towarzyszą maniery, kultura i przede wszystkim herbata (Odwiedza cię twój znienawidzony brat? Herbata! Postrzelono cię? Herbata! Twój największy wróg wpada w odwiedziny? Napijmy się herbaty!).
Warto wspomnieć, że muzyka w Sherlock'u jest świetnie dopasowana i klimatyczna. No, to raczej oczywiste, skoro komponował ją ten sam pan, który ułatwił nam przeżywanie takich filmów jak James Bond, Stargate, Opowieści z Narnii, Godzilla czy Dzień Niepodległości. To David Arnold, jakby ktoś zechciał wiedzieć c:
Cały czas skupiam się ogólnie na serialu, może czas napomknąć coś o bohaterach.
Tytułowy Sherlock urzekł mnie od razu. Ze swoim pokręconym i wyjątkowo specyficznym charakterem i sposobem bycia, nie sposób go nie lubić. Aktor, wcielający się w młodszego Holmes'a, Benedict Cumberbatch świetnie odgrywa swoją rolę. Jego mimika, ruchy, ton głosu - wszystko to wzięte razem sprawia, że czasami mam wrażenie, że to prawdziwy Sherlock, a nie aktor. Być może, niektórzy z was pokręcili tylko nosem, słysząc niski, głęboki głos Benedicta ("to ma być niby głos Sherlocka?!"). Pewnie potrzebowaliście czasu, by przywyknąć. Ja natomiast nie wyobrażam sobie, by jedyny detektyw-konsultant miał mówić innym głosem.
Postać świetnie wykreowana, zarówno przez aktora jak i scenarzystów.
Podobnie z resztą jest z Watsonem. W moim umyśle, od razu wpasował się w rolę
Jednak, jak na nowoczesną wersję przystało, BBCowy Jonh nie pisze pamiętnika, a blog, na którym skrupulatnie opisuje
I teraz pewnie zastanawiacie się co może być powodem mojej depresji. Przecież obejrzałaś świetny serial!, możecie powiedzieć.
No właśnie, tutaj tkwi problem.
Z racji tego, że obaj główni bohaterowie zostali zaangażowani w Hobbita (Bilbo Baggins i Smaug) prace nad kolejnym sezonem zostały opóźnione, przez co czwartego sezonu można spodziewać się nie na wiosnę 2015 roku (jak to było na początku zaplanowane), a dopiero w 2016.
Dlaczego niektórzy czekają na 10 sezon, a niektórzy na 10 odcinek~!?
Tu tkwi sedno mojej depresji.
NIBY JAK MAM WYTRZYMAĆ CAŁY ROK BEZ MOJEGO CUDOWNEGO DUETU? ;-;
No i jeszcze jeden dylemat, który jest prawdziwą kroplą przelewającą czarę goryczy.
Mianowicie, nie wiem teraz, którego z Sherlocków bardziej kocham - czy tego książkowego, czy tego serialowego.
Stamph.
nooooo, Sherlock z BBC to prawdziwy fenomen, bo żaden inny serial nie składa się z trzech odcinków, na które czeka się kilka lat. ;) B.C. idealnie wpasował się w rolę, J.W. zresztą też, nie wyobrażam sobie innego duetu grającego te postacie- są świetni i rewelacyjnie się ich ogląda. ;) i też nie mogę się doczekać następnego sezonu, czasem powracam do tych wcześniejszych, żeby mniej tęsknić, ale to i tak jest tylko jedno wielkie oczekiwanie. ;)
OdpowiedzUsuńa wątek gejowski jakoś mi tam nie pasuje, mimo wielu aluzji. ;)
pozdrawiam.
http://poprostumadusia.blogspot.com/