sobota, 10 stycznia 2015

Serial, po obejrzeniu którego zmieniłam życiowy cel, i którym zaserwowałam sobie fikcyjną depresję - czyli biorę pod lupę najsłynniejszego i jedynego detektywa-konsultanta~

Witam~!
Pewnie po takim rozpoczęciu, myślicie, że jestem szczęśliwa i wszystko u mnie w porządku.
Ka-boom, zaskoczę was.
Wcale tak nie jest.

Jestem w totalnej depresji, rozsypce emocjonalnej i w kilku innych depresjonistyczno-dobijających słowach.
Już mówię, co doprowadziło do tego stanu rzeczy.

Serial, po obejrzeniu którego zmieniłam życiowy cel, i którym zaserwowałam sobie fikcyjną depresję 

- czyli biorę pod lupę najsłynniejszego i jedynego detektywa-konsultanta~ 


UWAGA, MOŻE ZAWIERAĆ DELIKATNE I MALUSIEŃKIE SPOILERY


Ostatnimi czasy miałam straszny nawał pracy i nauki - wiadomo: koniec semestru, koniec roku, wystawianie ocen, nadrabianie przedświątecznych zaległości i inne tym podobne. Postanowiłam więc zabrać się za jakiś serial. Tak się złożyło, że na oazowej wigilii Ania - najpozytywniejsza osoba jaką znam - poleciła mi Sherlocka.
Stwierdziłam, no dobra co mi tam.
Czytałam w końcu kiedyś książkę Doyle'a i była naprawdę świetna. Już jako dwunastoletnia dziewczynka zakochałam się w tajemniczo-inteligentnym mężczyźnie w dziwnej czapce, ukradkiem popalającego fajkę.
Zakochana i przyzwyczajona do "doylowskiego" Holmsa, na początku, nie ukrywam, byłam nastawiona naprawdę co najmniej sceptycznie do wersji współczesnej mojego ulubionego detektywa. Szczerze, to pewnie gdyby nie żarliwe zapewnienia Ani, że serial jest fajny ("super, mega, łał, wszystko tam jest porządnie zrobione; serial jest po prostu smaczny"), nigdy bym się za niego nie wzięła.
Znalazłam więc sobie pierwszy odcinek.
Pierwszym co rzuciło mi się szczególnie w oczy, to długość odcinka - około 90 minut, czyli tyle ile przeciętny film, a nie jeden odcinek.   Strasznie się ucieszyłam, bo im więcej sherlockowych spraw, tym lepiej.Na początku uważałam, to za wadę, bo jeśli odcinek byłby nudny, musiała bym się z nim katować półtorej godziny, z racji tego, że nie lubię zostawiać rozpoczętych i nie obejrzanych filmów.
Z mieszanymi uczuciami i nie do końca pozytywnym nastawieniem, kliknęłam "play".
I to był mój błąd moja najlepsza decyzja.
Zniknęłam z życia na dwa dni, bo tyle zajęło mi obejrzenie wszystkich obecnie dostępnych sezonów. Przez ten czas, ciągle i nieprzerwanie śledziłam losy doradczego detektywa i jego ukochanego jego zwierzątka jego przyjaciela.

Już od pierwszych minut "A Study in Pink" (S01E01), zostałam wciągnięta w wir wartkiej i ciekawej akcji, która utrzymała się na najwyższym poziomie, aż do finalnego odcinka 3 sezonu. Żaden z wątków nie był za mało, czy za bardzo roztrząsany - każdemu zostało poświęcone tyle uwagi, na ile zasługiwał. Gładkie przejścia między scenami i poszczególnymi akcjami zdecydowanie przyczyniły się do komfortu oglądania. Ja osobiście nigdy nie odniosłam wrażenia, że jakaś scena została tam wciśnięta na siłę, lub znalazła się tam przez przypadek (czego z resztą często doświadczałam podczas oglądania Gry o tron). Od razu widać, że wszystko jest tam przemyślane co najmniej z trzydzieści siedem razy.
Aczykolwiek moim skromnym zdaniem, wątki miłosne są tam totalnie zbędne.
No chyba, że scenarzyści posłuchaliby próśb fandomu -i moich z resztą też- i Johnlock miałby swoje odzwierciedlenie w serialu. Jak na razie dzikie fanki męskiej miłości -w tym ja- muszą zadowolić się dwuznacznymi podtekstami, które, gdy się człowiek skupi, można znaleźć w każdym epizodzie.

/SPOILER/ ?
Tak na marginesie - zauważyliście, że ZAWSZE gdy ktoś spekuluje o rzekomym związku dwóch przyjaciół z Bakery Street, Sherlock NIGDY nie zaprzecza? .-.
Ponadto, kiedy Irene stanęła rozebrana przed Johnem, ten kazał jej się natychmiast ubrać, a kiedy to Sherlock świecił gołym tyłkiem, John nic nie mówił, tylko przyglądał się mu z ciekawością.
Tak tylko mówię XD
/SPOILER/END/
- image #1982112 by Maria_D on Favim.com

Tym, co definitywnie ujęło mnie w tej BBC'owej produkcji, jest sposób obrazowania toku myślenia świra Sherlocka. To chyba pierwszy raz, gdy spotykam się z czymś takim. Niezaprzeczalnie pozytywnie wpływa to na lepszy odbiór i zrozumienie zawiłości fabuły, a także zdecydowanie ułatwia - przynajmniej w moim przypadku - utożsamienie się z bohaterami i ich historią. To takie fajne, poczuć się choć przez chwilę jak Holmes~! c:




oh my lol - image #1973445 by patrisha on Favim.com
Holy shit ;_; | via Facebook
Dobra, cofam to.
Jednak nic nie oddaje w 100% tego co dzieje
 się w umyśle Holmes'a XDD





































Cała akcja serialu toczy się - podobnie jak w pierwowzorze - w malowniczym Londynie, który już sam w sobie tworzy otoczkę tajemniczości. Taki urok tego miasta.
 Bardzo podoba mi się to, że mimo wszystkich zwrotów akcji i nieprzewidywalnych wydarzeń, bohaterowie nie tracą na swojej angielskości. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że każdy z Anglików ma w lodówce obok sera i pomidorów ludzką wątrobę w słoiku i martwą sowę na łóżku w swojej sypialni, co zmusza go do spania na kanapie w salonie.
Mam na myśli to, że bohaterom nieodzownie towarzyszą maniery, kultura i przede wszystkim herbata (Odwiedza cię twój znienawidzony brat? Herbata! Postrzelono cię? Herbata! Twój największy wróg wpada w odwiedziny? Napijmy się herbaty!).
Sherlock, psychopath and tea
It's never just tea
Warto wspomnieć, że muzyka w Sherlock'u jest świetnie dopasowana i klimatyczna. No, to raczej oczywiste, skoro komponował ją ten sam pan, który ułatwił nam przeżywanie takich filmów jak James Bond, Stargate, Opowieści z Narnii, Godzilla czy Dzień Niepodległości. To David Arnold, jakby ktoś zechciał wiedzieć c:




Cały czas skupiam się ogólnie na serialu, może czas napomknąć coś o bohaterach.
Tytułowy Sherlock urzekł mnie od razu. Ze swoim pokręconym i wyjątkowo specyficznym charakterem i sposobem bycia, nie sposób go nie lubić. Aktor, wcielający się w młodszego Holmes'a, Benedict Cumberbatch świetnie odgrywa swoją rolę. Jego mimika, ruchy, ton głosu - wszystko to wzięte razem sprawia, że czasami mam wrażenie, że to prawdziwy Sherlock, a nie aktor. Być może, niektórzy z was pokręcili tylko nosem, słysząc niski, głęboki głos Benedicta ("to ma być niby głos Sherlocka?!"). Pewnie potrzebowaliście czasu, by przywyknąć. Ja natomiast nie wyobrażam sobie, by jedyny detektyw-konsultant miał mówić innym głosem.
Postać świetnie wykreowana, zarówno przez aktora jak i scenarzystów.
Podobnie z resztą jest z Watsonem. W moim umyśle, od razu wpasował się w rolę niańki dla Sherlocka asystenta Sherlocka. Osoba Johna - zarówno charakterem jak i sposobem bycia - według mnie nie odbiega znacząco od wersji pana Arthura Doyle'a. W serialu, Watson również jest wiernym towarzyszem, troskliwym współlokatorem oraz lojalnym przyjacielem Sherlocka.
Jednak, jak na nowoczesną wersję przystało, BBCowy Jonh nie pisze pamiętnika, a blog, na którym skrupulatnie opisuje jak wspaniały jest Sherlock swoje przygody, których doświadczył u boku szalonego detektywa. Watson, wraz ze swoim "misiowatym" wyglądem i ciepłokluchowym sposobem bycia, jest dla geniusza - jak Sherlock nie omieszkał trafnie zauważyć - idealnym tłem, na którym detektyw wydaje się być wyższy i o ile to w ogóle możliwe o wiele bardziej inteligentniejszym. Martin Freeman, który urzekł mnie swoją grą już wieki temu, pokazuje, że nie traci formy i świetnie odegra każdą powierzoną mu rolę.

I teraz pewnie zastanawiacie się co może być powodem mojej depresji. Przecież obejrzałaś świetny serial!, możecie powiedzieć.
No właśnie, tutaj tkwi problem.
Z racji tego, że obaj główni bohaterowie zostali zaangażowani w Hobbita (Bilbo Baggins i Smaug) prace nad kolejnym sezonem zostały opóźnione, przez co czwartego sezonu można spodziewać się nie na wiosnę 2015 roku (jak to było na początku zaplanowane), a dopiero w 2016.
Dlaczego niektórzy czekają na 10 sezon, a niektórzy na 10 odcinek~!?
Tu tkwi sedno mojej depresji.
NIBY JAK MAM WYTRZYMAĆ CAŁY ROK BEZ MOJEGO CUDOWNEGO DUETU?  ;-;


No i jeszcze jeden dylemat, który jest prawdziwą kroplą przelewającą czarę goryczy.
Mianowicie, nie wiem teraz, którego z Sherlocków bardziej kocham - czy tego książkowego, czy tego serialowego.
Stamph.

1 komentarz:

  1. nooooo, Sherlock z BBC to prawdziwy fenomen, bo żaden inny serial nie składa się z trzech odcinków, na które czeka się kilka lat. ;) B.C. idealnie wpasował się w rolę, J.W. zresztą też, nie wyobrażam sobie innego duetu grającego te postacie- są świetni i rewelacyjnie się ich ogląda. ;) i też nie mogę się doczekać następnego sezonu, czasem powracam do tych wcześniejszych, żeby mniej tęsknić, ale to i tak jest tylko jedno wielkie oczekiwanie. ;)
    a wątek gejowski jakoś mi tam nie pasuje, mimo wielu aluzji. ;)
    pozdrawiam.
    http://poprostumadusia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń