sobota, 6 września 2014

Kaloryczna bomba - czyli dla jakiego dania warto zapomnieć na moment o diecie~

1 komentarz:
Witam bardzo po pierwszym tygodniu nauki~!
Mam nadzieję, że bez problemów przestawiliście swój tryb z wakacyjnego na szkolny c:
To dopiero początek liceum, a ja już nie mam czasu .-. Nie spodziewałam się, że ci, którzy opowiadali mi o licealnym życiu mówili prawdę - myślałam, że po prostu przesadzają. Na własnej skórze przekonałam się, że to jednak nie kłamali. Z tego powodu, notki prawdopodobnie będą pojawiały się w weekendy.

Jak już gdzieś wspominałam, jedną z wielu moich pasji jest gotowanie. Bardzo lubię spędzać czas w kuchni gotując nowe potrawy. Zawsze, gdy przygotowuję jakieś danie po raz pierwszy, czuję coś na kształt ekscytacji - że próbuję czegoś nowego - i strachu - że może mi nie wyjść.
Od czasu do czasu zdarza mi się poeksperymentować. No cóż, jak to w kuchni bywa - raz wychodzi, a raz nie. Dzisiaj chciałabym podzielić się z wami moim autorskim przepisem inspirowanym kuchnią azjatycką. Wymyśliłam go wspólnie z moją przyjaciółką. Danie nie ma nazwy, więc możecie nazwać je jak zechcecie~ c:

Proporcje nie zawsze będą dokładne, ponieważ wszystkie składniki mieszałam i dodawałam "na oko", ale spokojnie - kuchnia to nie apteka i nie wszystko musi być idealnie odmierzone i wyliczone c;

Składniki~


*paczka wiórków kokosowych
*sezam łuskany paczka
*kilka bananów (im więcej, tym intensywniejszy będzie smak; ja wykorzystałam trzy nieduże)
*cukier brązowy (biały też daje radę)
*pół łyżeczki proszku do pieczenia
*200 g mąki pszennej
*350 ml mleka
*1 jajko
*gorzkie kakao (opcjonalnie)

Przygotowanie~


Wlać do miski mleko, wbić jajko, mąkę i proszek wsypać do miski. Całość zamieszać.
Obrać banany (ja zawsze dodatkowo obcinam ich obie końcówki - właściwie nie pamiętam dlaczego, ale to już mój taki nawyk c:) i wrzucić do powstałej masy. Wiórków kokosowych i sezamu należy wsypać według własnego uznania - ja na przykład wolę, gdy jest duuużo kokosu :3 Jeżeli masz ochotę na ciemną wersję - teraz należałoby wsypać 1-2 łyżek kakao.
Cukier także wsypywać, aż do momentu uzyskania pożądanej słodkości - warto pamiętać, że jeśli planujemy polać gotowe danie sosem czekoladowym, lepiej jeśli nie było by za słodkie.
Wszystko razem miksować, aż powstanie jednolita masa -generalnie ja robię to, dopóki banany się nie zmiksują. Jeśli masa jest zbyt gęsta, rozrzedzamy ją mlekiem lub wodą, a jeśli jest za rzadka - dosypujemy trochę mąki.
Bierzemy małą patelnie. Rozgrzewamy kapkę lub dwie oleju. Nakładamy dosyć grubo - jak placki ziemniaczane. Smażymy, co jakiś czas obracając.
Najlepiej smakuje na ciepło. Polecam także użycie sosu czekoladowego - dzięki temu jest jeszcze smaczniej~! Listek mięty jest w tym daniu świetną dekoracją.

 Smacznego~! c:


poniedziałek, 1 września 2014

Witam serdecznie w moim kawałku Internetów~!

Jej... Pierwsza notka na blogu. Irracjonalnie czuję tremę, więc proszę o wyrozumiałość x3
Postanowiłam, że mój blog zacznie żyć wraz z nadejściem dnia, którego wszyscy uczniowie się obawiają.
Jak widać - ja przeżyłam, więc zgodnie z daną sobie obietnicą, publikuję pierwszego posta.

Może powiem, czego powinieneś się spodziewać na moim blogu?
Myślę, że to dobry pomysł.
W tej części internetów, która jest pod moim władaniem spodziewaj się niespodziewanego. Nie potrafię dokładnie powiedzieć - może trochę przemyśleń, trochę autorskich przepisów, może trochę tutoriali, trochę zdjęć czy opisów dnia. Jednym słowem - wszystkiego. I niczego, bo z tym to nigdy nie wiadomo.



Dzisiaj pierwszy raz od dziewięciu lat powitałam pierwszego września w nowej szkole.
Strasznie to stresujące dla kogoś takiego jak ja, kto praktycznie całe swoje dotychczasowe życie spędził w jednym miejscu. Wszystkie osoby z mojej byłej klasy były dla mnie prawie jak rodzina, bo właściwie znaliśmy się od przedszkola. Do szkoły, którą wybrałam nie poszedł żaden z nich, dlatego jestem tam zupełnie sama, bez nikogo znajomego. No, nie licząc mojej przyjaciółki i kilku znajomych z dzielnicy, z której pochodzę, ale to i tak nie zmienia faktu, że żadne z nich nie będzie na tym samym profilu.
Od dzisiaj będę uczennicą klasy 1E biologiczno-chemicznej z profilem psychologiczno-pedagogicznym.
Brzmi groźnie, ale mam nadzieję, że dam radę.

Wychowawczyni nie za bardzo przypadła mi do gustu - dziwna, po prostu. Ani przesadnie fajna, ani jakoś szczególnie zła. Dziwna, to dobre słowo.
Co do nowej klasy... Mam w niej, AŻ trzynaście osób. W tym AŻ jednego chłopaka. Szaleństwo. Poznałam dziś AŻ jedną osobę. To i tak wyczyn jak dla mnie.
Doliczając grupę do integracji - czterech chłopaków - jest nas w sumie siedemnaście.
Coś czuję, że będę pytana codziennie.
W dodatku, większość z mojej klasy już się zna, bo są z tych samych gimnazjów.

Jeny...
W co ja się wpakowałam?