czwartek, 15 stycznia 2015

Dlaczego nigdy nie powinno mi się nudzić - czyli porażająco-dziwny efekt mojego nicnierobienia - króciutkie opowiadanie~

Witam~!
Jakoś tak mnie ostatnio Wen zaatakował i nie mogłam nic nie napisać.
Opowiadanie z podobną koncepcją napisałam już w zeszłym roku, na Złote Pióra Prezydenta. Niestety było ograniczenie do 2 stron A4, więc wyszło strasznie okrojone i takie, no. A tutaj, na blogu, na szczęście nic mnie nie ogranicza~! (Teraz jest dobry moment, żeby zdezerterować z tego bloga, serio XD Skoro nic mnie nie powstrzymuje, przed częściowym ujawnieniem tego, co siedzi w mojej głowie... Ktoś, kto szybko łączy fakty i ma choć trochę instynktu samozachowawczego, prawdopodobnie opuścił już waniliową-kokardę c:

Pozostałą resztkę szaleńców, którzy mimo wszystko zostali, zapraszam do przeczytania wypocin wyciśniętych z ciemnych tęczowych zaułków płata czołowego mojego mózgu~

O opowiadaniu~

Ogólnie nie jestem za dobra w pisaniu opowiadań z wątkiem miłosnym czegokolwiek, więc wybaczcie. Historia jest naprawdę strasznie przewidywalna i zawiera dużo klasycznych elementów (w sensie takich, za jakie na przykład możemy uznać obecność osoby poślizgającej się na skórce od banana w kiepskiej komedii).
W zamierzeniu miało to być coś na kształt, no nie wiem, romantycznej cukierni, z której słodkość i uroczość wylewa się hektolitrami. Co oczywiście nie wyszło, ponieważ niestety, w trakcie pisania, postanowiłam wpaść na jakże iście genialny pomysł i wstawić do opowiadania moje autentyczne rozmowy, no bo kto biednemu zabroni? Tak więc, rozmowy między Psyche, a Shade są jak najbardziej prawdziwe. Dla niedowiarków wstawię na samym końcu kilka screenów, które były właściwie największą motywacją do skończenia tego opowiadania.
Niestety, ja ciągle nie dowiedziałam się, z kim rozmawiałam.
Czego bardzo żałuję, ale porzuciłam już wszelką nadzieję, że znajdę tę osobę.
Chyba piszę ten post licząc, że znajdę tego cudownego człowieka.

No cóż. Znowu się użalam, zamiast mówić o opowiadaniu. Może już nie przedłużam - zapraszam do przeczytania~!
PS. Opowiadanie w moim mniemaniu jest na tyle złe, że nie jest godne posiadania jakiegoś ambitnego tytułu, dlatego nazywa się po prostu "***" <twórczość_lvl_max>

WARNING!
Proszę nie pozywać mnie do sądu, za uszkodzenie psychiki, życia, czy flamastrów.
Czytasz na własną odpowiedzialność, czy coś XD




***


 „Dlaczego ludzie kłamią?” – Przeczytałam wiadomość, która wyświetliła się na ekranie mojego komputera. Otworzyłam obszar do odpisywania. Miałam wrażenie, że białe puste pole się ze mnie naigrywa. A ja? Zupełnie nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Powoli postukiwałam palcami w blat biurka, zbierając myśli.

Od niecałych piętnastu minut byłam członkiem chatu, na którym – zupełnie anonimowo – można rozmawiać z innymi  ludźmi. Jedyne informacje jakie podaje się przy rejestracji, to płeć i wiek. Ostatnimi czasy w mojej szkole ten chat był tematem numer jeden. Wszyscy przez większość przerw rozmawiali o nowo poznanych osobach i przechwalali się ilością godzin spędzonych na tym portalu. Przez dłuższy czas opierałam się modzie, mówiąc, że to głupoty i że nigdy nie wiadomo, kto może być po drugiej stronie. Dziewczyny wyśmiewały mnie tylko mówiąc, że to z reguły tylko jedna, niezobowiązująca rozmowa, a poza tym one same niejednokrotnie podawały się za chłopaków.
Pewnie dalej byłabym niewtajemniczona, gdyby nie to, że dzisiaj – pewnego nudnego niedzielnego popołudnia - koniec końców, poddałam się i również dołączyłam do grona użytkowników czatu.

 „Bo nie chcą mówić prawdy.” – Odpisałam po chwili jakże inteligentnie, oczywistą oczywistość. Przeciągnęłam się i upiłam łyk gorzkiej herbaty, która zdążyła już nieco ostygnąć. Skrzywiłam się mimowolnie, czując na języku nieprzyjemną wręcz gorycz.
 „Czemu więc tego nie robią, skoro sami chcą ją słyszeć?” – Odpowiedź nadeszła stosunkowo bardzo szybko.
 „Są ludzie i podludzie.” – Właściwie nie wiem, dlaczego tak napisałam. Po prostu nie chciałam być gorsza, dlatego odpowiedziałam szybko, pierwszą odpowiedź, jaka wpadła mi do głowy. Chciałam też nieco zażartować, bo ta rozmowa stawała się coraz poważniejsza. Nie jestem ekspertem, ale z pewnością stwierdzam, że niezobowiązująca rozmowa z pewnością tak NIE wygląda. Nie jestem też typem człowieka, który z łatwością porusza się po "grząskich" tematach - one mnie po prostu peszą.
 „A ty? Do której z tych grup się zaliczasz?” – Mój tajemniczy rozmówca, albo błyskawicznie pisał na klawiaturze, albo był robotem. Sądząc po stylu i tematyce wiadomości, skłaniałam się ku drugiej z opcji. Naprawdę, pierwszy raz spotykam kogoś, kto tak szybko pisze.
No, i nie ma poczucia humoru.
 „ Do ludzi.” – Bez zastanowienia wysłałam wiadomość.
    - Bianka, skarbie, pozwól na chwileczkę! - Usłyszałam głos mamy, która wołała mnie z kuchni. Szybko, choć niechętnie odeszłam się od komputera.

Miałam obrać tylko kilka jarzyn, co zajęło mi znacznie mniej czasu, niż normalnie. Mama popatrzyła na mnie zaskoczona, ale uśmiechnęła się tylko pod nosem i wróciła do ugniatania ciasta.
To pewnie trochę tak wyglądało, jakby mi się bardzo spieszyło. To dziwne, bo prawdopodobnie, a raczej - na pewno - mój tajemniczy rozmówca już się rozłączył. Nie wiem dlaczego, ale na myśl o tym, że nie dowiem się do czego dążyła osoba pod nickiem "Psyche", poczułam delikatne ukłucie żalu. A może mi się wydawało?
Tak czy inaczej, szybko umyłam ręce i prawie w biegu wpadłam do pokoju. Szybko spojrzałam na monitor.
Psyche zadał jedno pytanie.
 „Skąd ta pewność?

I czekał.

Cisza.

Zaczęłam coś pisać, ale stwierdziwszy, że to kompletnie mija się z pytaniem, wykasowałam wszystko.
„Skoro nie jesteś pewna, to stwierdzenie, że jesteś człowiekiem, to równie dobrze mogłoby być kłamstwem, prawda?” - dodał po chwili, widząc, że jednak nie mam zamiaru mu odpowiadać. Czyżbym go rozczarowała?
 „Ty… Dlaczego zadajesz mi takie pytania?” – zapytałam po prostu.
Z tego co opowiadały mi moje koleżanki, one trafiały albo na muzyków, albo na sportowców, z którymi rozmowa była niezbyt inteligentna przez co szła gładko. Nie trzeba było aż tak analizować  i uważać na to, co się powie. Ja natomiast, ze swoim ogromnym życiowym szczęściem, musiałam trafić na jakiegoś dziwaka i to już przy pierwszej rozmowie!
 „Ciekawią mnie ludzie” – No, tak jak myślałam – dziwak. Mimo to czytałam dalej. – „Zobacz, na przykład ty – twierdzisz, że ludzie którzy kłamią, to podludzia. Potem twierdzisz, że zaliczasz się do „ludzi”. Piszesz mi to, mimo że nie potrafisz tego uzasadnić, przez co to równie dobrze mogłoby być kłamstwo. Czyli nie rozumiem… Dlaczego przeczysz sama sobie?” – Ten chłopak zaczynał być irytujący.
Ale też naprawdę interesujący, ze swoim sposobem rozumowania.

Postanowiłam nie rozłączać się i odpowiadać na jego wiadomości z większą rozwagą. Później wszystko, co pisałam było wielokrotnie przemyślane i zanalizowane przeze mnie. Nie do końca wiem dlaczego, ale później, po kilku godzinach rozmowy, gdy spytał o mój numer telefonu, bez zastanowienia podałam mu go. Błyskawicznie odpisał króciutkie podziękowanie za numer i za rozmowę. Po sekundzie nadesłał na chacie pożegnanie - i nie czekając na odpowiedź - rozłączył się. Poczułam się olana. Irracjonalnie zdenerwowałam się na tajemniczego chłopaka.
Wyłączyłam komputer, dopiłam gorzką herbatę i zagarnąwszy kilka niezbędnych rzeczy, skierowałam się do łazienki. Kiedy zobaczyłam w lustrze swoją twarz, zorientowałam się, że mimowolnie się uśmiecham. Speszyło mnie to nieco i spłonęłam rumieńcem, zła na siebie, że z niewiadomych przyczyn, nie mogę tego powstrzymać. Usilnie próbowałam zachować kamienny wyraz twarzy.
Porządnie szorując swoje jasne włosy, znowu analizowałam całą dzisiejszą rozmowę. Uświadomiłam sobie, że nie mam jego numeru. Zasmuciłam się może nieco bardziej niż powinnam, za co skarciłam się w myślach.
Cóż, chyba rzeczywiście za łatwo się do wszystkich przywiązuje. A, no i pewnie jestem też naiwna.
To randomowy świr z chatu. Jutro spotkasz jakiegoś głupiego sportowca. Wróć, nie głupiego, przystojnego.; pomyślałam, susząc swoje niedługie włosy.
To przypadkowy koleś z internetu - powtarzałam po cichutku to zdanie, jak swoją nową mantrę.

Zgasiłam światło i położyłam się do łóżka. Wszyscy w domu już spali - było sporo po drugiej - więc musiałam szczególnie uważać, by nie dobić do czegoś i nie narobić hałasu. Sięgnęłam ręką na szafkę przez chwilę szukając telefonu, by ustawić alarm na jutro do szkoły. Odblokowałam ekran i poczułam wypełniającą mnie radość.

"Przepraszam, że tak szybko poszedłem. Wybacz, musiałem, to nie zależało ode mnie. Dobranoc śpij dobrze.
Ps. Pamiętaj, jedynymi potworami, których powinnaś się bać, są ludzie.
Psyche"

Nagle zrobiło mi się strasznie głupio, że wyznałam nowo poznanemu chłopakowi, że boję się ciemności i potworów, które w niej żyją. Poczułam, jak do moje policzki robią się coraz cieplejsze.
Wzięłam głęboki oddech i  z uśmiechem odpisałam na wiadomość. Tej nocy zasnęłam z uśmiechem na ustach, tuląc do siebie telefon.

Być może jestem głupia i zbyt ufna, ale w ciągu jednego dnia chyba przywiązałam się TROSZKĘ do tego chłopaka. Nie miałam teraz głowy, na zamartwianie się nad swoją głupotą, wypełniające mnie emocje były trudne do jednoznacznego zdefiniowania, ale na pewno były przyjemne.


Od tego czasu pisaliśmy do siebie wiele smsów.

***

Nie rozumiałam też dlaczego, ale chyba zaczynałam go lubić.
W sensie jakoś bardziej. To był jakiś absurd! Jak mogłam polubić kogoś, kto mi się nawet nie przedstawił?!
Właściwie, to wiedziałam tylko, że jest w moim wieku, mieszka w moim mieście i jego internetowy pseudonim brzmi – Psyche. Uważam, że ta ksywka bardzo do niego pasuje. Oczywiście poznałam już trochę jego światopogląd i przekonania, ale ciągle nie wiedziałam o nim tylu podstawowych rzeczy! To trochę jakbym zakochała się polubiła ducha! Często łapałam się na tym, że przyglądam się ludziom, próbując zgadnąć, który z nich jest moim anonimowym powiernikiem. Co ciekawe, żadna z dotychczas spotkanych przeze mnie osób nie pasowała do mojego wyobrażenia Psyche.

 „Lubisz żółty?” – zapytał pewnego dnia.

Nasza pierwsza rozmowa na anonimowym chacie odbyła się zaledwie pół roku temu, a ja – mimo iż nigdy go nie widziałam – miałam wrażenie, że znamy się całe życie. Zawsze, gdy byłam smutna, on – tak jak nikt - potrafił mnie rozweselić. Co ciekawe potrafił to wyczuć, zanim zdążyłam się na cokolwiek pożalić. Czasem rozumiał mnie nawet bez słów, zupełnie, jakby potrafił czytać w myślach. To było czasem przerażające, ale nie przejmowałam się tym.
 "Ten kolor jest mi obojętny” – odpisałam zgodnie z prawdą. W jego przypadku, prawda była najlepsza, bo nigdy i tak nie wiedziałam do czego dąży. – „Dlaczego pytasz?” - zapytałam po prostu. Psyche był na tyle specyficzną osobą, że moje gdybanie i tak nie miałoby najmniejszego sensu. Gdybym rozważała dwie opcje, okazałoby się, że on kieruje się tą trzecią, w której zwykli ludzie nie dostrzegają logiki. A raczej to, czym kierował się chłopak było na tyle inteligentne, że ludzie po prostu tego nie rozumieli. W tym oczywiście ja.
 „Bo gdybym miał cię namalować, użyłbym żółtego.” – odpisał Psyche, tak jakby to było przecież zupełną oczywistością. Jak zwykle.
 „Dlaczego akurat ten?” – Mimo tego, że powinnam się już przyzwyczaić do nieprzewidywalności tego chłopaka, to w tamtym momencie autentycznie się zdziwiłam. Czyżby wiedział, że jestem blondynką? A może kryło się za tym coś więcej?
Sms z odpowiedzią dotarł dopiero po kilku minutach. Psyche czasami znikał, tłumacząc, że to nie jest zależne od niego. Czasem zastanawiałam się też, co on robi w takich momentach, ale im intensywniej myślałam tym dziwniejsze były moje pomysły.
 „Kojarzy mi się z dobrymi wspomnieniami, miejscami, ludźmi. Z ciepłem, z radością. A ty?

Tak właściwie, to w ogóle nie do końca wiedziałam, co o nim myśleć. Był tajemniczy, zamknięty w sobie, momentami pesymistyczny, ale czasami w przeciągu pięciu minut potrafił też cieszyć się jak dziecko z zupełnie – dla innych – nieistotnych rzeczy ("Właśnie szedłem chodnikiem i nie uwierzysz co się stało! Bazie puszczają pierwsze pąki! Niesamowite!"). Czasem bywał po prostu dziwny. To wszystko składało się na wspaniałego człowieka, jakim był. Ufałam mu, bardziej niż komukolwiek i lubiłam go, a chyba nawet coś więcej.

Przez niego się zmieniłam. Wszyscy to zauważyli.
Wydaje mi się, że dzięki niemu nauczyłam się patrzeć na świat z, innej niż dotychczas, perspektywy. Dzięki niemu, czasem gdy idę przystaję na chwilę, patrzę w niebo i uśmiecham się szeroko. Nauczyłam się cieszyć z tego co mam. Przestałam narzekać na swoje życie. Teraz, sądzę, że przed poznaniem Psyche, moje życie było strasznie monotonne i szare. Bez wyrazu. Bo jak mogło mieć jakiekolwiek kolory, jeśli nie potrafiłam dostrzec piękna otaczającej mnie przyrody, czy cieszyć z najmniejszej drobnostki? Niektórzy sądzą, że dojrzałam emocjonalnie. Być może, to prawda, nie mnie to oceniać.

Co ciekawe Psyche dotychczas nie zaproponował spotkania. Zawsze, gdy rzucałam jakimś dwuznacznym tekstem będącym delikatną aluzją, odzwierciedlającą moje marzenie o spotkaniu się, chłopak zbywał mnie tłumacząc, że byłabym BARDZO (powtarzał to słowo ze szczególnym naciskiem) zawiedziona i rozczarowana.
Może nie lubił mnie tak, jak zdawałoby się, że ja lubię jego?

***

Pisałam akurat wiadomość do Psyche, o tym, że mimo złego samopoczucia, poszłam do szkoły, gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec zajęć. Na jego dźwięk wszyscy poderwali się z krzeseł i pobiegli do szatni. No cóż, grzechem byłoby bezproduktywne siedzenie w dusznej klasie, skoro czerwcowe słońce wręcz wyganiało z budynków. Szkoda marnować takiego dnia w szkole, dłużej niż to potrzebne. No cóż, nie wszystkim było dane, by już rozpocząć weekend.
Nauczyciel uśmiechnął się tylko delikatnie pod wąsem i ruszył za wybiegającymi uczniami. Ja zostałam sama w pustej klasie, ponieważ dzisiaj wypadał mój dyżur posprzątania klasy po lekcjach. Akurat dzisiaj, kiedy prawdopodobnie powoli rozkładała mnie grypa.
Z wielkim wysiłkiem  (i kilkoma przerwami na ochłonięcie po nawracających zawrotach głowy) pozamiatałam podłogę i otworzyłam okna. Gdy już miałam wychodzić, rzuciłam okiem na salę, by sprawdzić czy nie trzeba wykonać jakiś ostatecznych poprawek. Nagle moją uwagę przykuł telefon leżący na blacie ostatniej ławki. Widocznie, nie zauważyłam go, gdy sprzątałam, za bardzo skupiona by jakimś cudem utrzymać się w pionowej pozycji.

Zastanowiłam się przez moment, do kogo mógł należeć, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie kto tam w ogóle siedzi. Podumałam chwilę myśląc co zrobić, ale mój przyćmiony rozwijającą się z radością chorobą mózg myślał na baardzo zwolnionych obrotach. Dopiero po chwili wpadłam na jakże genialny plan. Chyba poczułam coś na kształt dumy.
Tak czułam się dumna, bo wpadłam na pomysł, jak dowiedzieć się czyj to telefon.
Brawo, jestem godna, by zmienić nazwisko na Holmes.
Brawo, jestem pod wrażeniem swojej błyskotliwości; pomyślałam z przekąsem.
Postanowiłam wcielić w życie mój perfekcyjny plan.

Odblokowałam ekran.

I

Prawie wypuściłam komórkę na ziemię.


Wiadomość od Shade.

Wiadomość o d e  m n i e.

Poczułam się dziwnie. Świat zawirował. Zemdlałam.


***

Obudziłam się w łóżku.
Dostrzegłam tylko wszechobecne plamy bieli, gdy otworzyłam delikatnie oczy. Ostre światło jarzeniówek zmusiło mnie jednak, bym znowu je zamknęła. Wnioskując po tym co zobaczyłam, a raczej czego nie zobaczyłam, i po cichutkim pikaniu dochodzącym zza ściany, byłam w szpitalu. Poczułam, że jestem nieco odrętwiała. Czułam się źle, wszystko mnie bolało. Nawet wyrostek robaczkowy, którego od dwóch lat nie posiadam.
Zaraz… Chwila, co ja tu robię?! – pomyślałam zdezorientowana. No cóż, choroba potrafi najwyraźniej bardzo skutecznie zaburzyć procesy szybkiego łączenia faktów.
Starałam się przypomnieć sobie co się stało. Sprzątanie, klasa, telefon, upadek – wyliczałam w myślach. Chciałam przyłożyć rękę do czoła, bo głowa zaczęła mnie nieco mocniej boleć. Nie mogłam tego zrobić.
Poczułam, że ktoś trzyma mnie za dłoń – delikatnie, jakby niepewnie, a zarazem stanowczo. Dwie skrajności, a ja nie potrafiłam ich rozdzielić. Kogoś mi to przypominało. W dodatku, chyba nie chciałam uwalniać ręki z tego uścisku - promieniowało z niego przyjemne ciepło. Dziwne - nie znałam dotyku osoby, która mnie trzymała - duża, ale delikatna dłoń, na pewno nie należała do nikogo z mojej rodziny. Zdziwiona i zaciekawiona otworzyłam pomału oczy.
Mimo wszystko, spodziewałam się zobaczyć mamę, tatę, nawet mojego brata, ale na pewno nie JEGO.

Ciemnowłosy niepozorny chłopak z mojej klasy. Zawsze trzymał się z boku - tak właściwie, to chyba nigdy z nim nie rozmawiałam - nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek słyszała jego głos. O ile ktokolwiek go słyszał. Zawsze siedział w ostatniej ławce zaczytany w książkach i powieściach. Był niezauważalny przez wszystkich, w tym mnie. Jak on się nazywał?
A, tak. Rafał - nagle dostałam olśnienia. Wspominałam już może, że chorzy ludzie wolniej myślą?
 Rafał, a może raczej: Psyche, spał właśnie na krześle przy moim łóżku, opierając głowę przy mojej dłoni, którą trzymał. Zauważyłam, że ma na sobie mundurek naszej szkoły - czyli to on musiał znaleźć mnie nieprzytomną w klasie. Chyba mój przytępiony mózg zaczynał się rozkręcać - coraz lepiej szło mi łączenie wątków w jedną całość.
Spojrzałam na okno – musiało być już dosyć późno, ponieważ niebo było już czarne, a przy drodze świeciły się latarnie. Mój wzrok znowu powędrował na chłopaka przy moim łóżku. Nie do końca potrafiłam powiedzieć jak się wtedy czułam - zresztą jak zwykle, gdy w grę wchodził ON. Z jednej strony czułam się, jakbym umierała, wszystko mnie bolało (razem z wyrostkiem, z resztą), prawdopodobnie miałam gorączkę, chciało mi się pić, czułam nieprzyjemne dreszcze wywołane tym, że raz było mi ciepło, a raz czułam, że czeka mnie śmierć z wychłodzenia. Natomiast z drugiej strony, czułam, że od wewnątrz wypełnia mnie przyjemne uczucie, że ktoś się mną zaopiekował, że kogoś przejął mój los. Rafał mógł mnie przecież tam zostawić, nikt by nawet nie wiedział, że wrócił po telefon. A nie zrobił tego. Ciekawe dlaczego? Dodatkowo towarzyszyła mi też cała masa innych pozytywnych emocji, które czułam po raz pierwszy, a które rozbrzmiewały kakofonią różnorodności w mojej głowie.

- A więc tak wyglądasz, co Psyche? – mruknęłam cicho schrypniętym głosem i uśmiechnęłam się delikatnie. Czułam, że mam ochotę poszerzyć uśmiech, jednak bolące mięśnie stanowczo zaprotestowały. Właściwie, stwierdziłam, że dokładnie tak powinien wyglądać Psyche. Jak na chorego człowieka przystało, dopiero teraz zdałam sobie z czegoś sprawę.
Jeśli to jest ON, jeśli to MÓJ Psyche, to… pomyślałam i spojrzałam na nasze złączone dłonie. Poczułam falę gorąca na twarzy – czułam jak się czerwienię. Zawstydzona, szybko wysunęłam rękę z uścisku. Zrobiłam to chyba zbyt gwałtownie, ponieważ Rafał się obudził. Z zamkniętymi oczami, podniósł leniwie głowę i kilka razy przeczesał swoje ciemne gęste włosy dłonią, w której jeszcze przed momentem znajdowała się moja. Był przy tym tak uroczy, że musiałam odwrócić wzrok, bo i tak już byłam wystarczająco czerwona, speszona i zawstydzona.

Dopiero teraz otworzył oczy. Najwidoczniej zaspani ludzie mają coś wspólnego z tymi chorymi. Jego oczy miały teraz wielkość pięciozłotówek. Zauważyłam, że również się rumieni.
   - J-j-ja - jąkając się, zaczął zakłopotany. – Przepraszam! J-ja tylko wróciłem p-po telefon, a t-ty leżałaś, w-więc zadzwoniłem p-po karetkę! P-przepraszam! – Prawie wykrzyczał. Zawstydzony zakrył twarz dłońmi. To ciekawe, jak urocza potrafi być osoba, która w wolnych chwilach rozmyśla nad rzeczywistymi wartościami życiowymi seryjnych morderców i psychopatów. Początki skrajności - tylko Psyche potrafił gładko przeskakiwać z jednego w drugi.
   - W porządku, dziękuję ci. – Uspokoiłam się i powiedziałam jak najbardziej mogłam spokojnie. Naprawdę byłam mu wdzięczna i to nie tylko za to, co dla mnie dzisiaj zrobił.
   - N-nie gniewasz s-się? – Zapytał i zdziwiony, powoli odkrył twarz. - W końcu t-trafiłaś przeze mnie d-do szpitala, a przecież i-ich nie lubi...- urwał nagle, gdy zorientował się, że mówi rzeczy, które wiedział o mnie tylko Psyche. Udałam, że nie zauważyłam tej wpadki.
   - Nie, naprawdę dziękuję. – Uśmiechnęłam się najszczerzej jak tylko potrafiłam. Chyba za szczerze, bo Rafał spalił buraka i poderwał się z krzesła.
   - T-t-to j-ja już będę leciał – wydukał stojąc w drzwiach. Już miał uciec, gdy odezwałam się cicho.


   - Zostań, proszę. – Stojący tyłem do mnie chłopak, zastygł w bezruchu. – Psyche, proszę. – szepnęłam i zauważyłam jak Rafał nagle się prostuje. W moim umyśle rozpryskiwały właśnie tysiące fajerwerków, ponieważ już od naszej pierwszej rozmowy, nie mogłam doczekać się naszego spotkania. Nie myślałam logicznie (jak zwykle), a na pewno nie chciałam, by on już sobie poszedł!
Rafał odwrócił się powoli i spojrzał mi prosto w oczy.
   -S-skąd wiesz? – Zapytał z lekką paniką w oczach. Spojrzałam wymownie na swój telefon, leżący na szpitalnej szafce. Wyraz jego twarzy zmienił się momentalnie. – Shade? – Zszokowany, bardziej stwierdził, niż zapytał i popatrzył na mnie swoimi ogromnymi cudownymi niebieskimi oczami. Przywodziły mi na myśl niebo przed burzą - może brzmi to tanio i kiczowato, ale w tamtej chwili naprawdę tak pomyślałam. No patrzcie, czyli jestem jednak romantyczką, świat się kończy.
Skinęłam delikatnie głową, w odpowiedzi na pytanie Rafała. Przez moment jego twarz ciągle wyrażała ogromny szok, ale po chwili na jego ustach pojawił się tak szczery uśmiech, że sama nie mogłam powstrzymać się od zrobienia tego samego. Rafał błyskawicznie podbiegł do mnie i mocno przytulił. Po chwili, jakby uświadamiając sobie, co zrobił, chciał się ode mnie oderwać, ale ja, płacząc ze szczęścia, odwzajemniłam szybko uścisk.

   - Tak się cieszę! – powiedział przepełnionym radością głosem i bez zająknięcia Rafał. Przytulił się mocniej i delikatnie wplótł swoją dużą ciepłą dłoń w moje rozczochrane kosmyki. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałem cię spotkać. Porozmawiać, powygłupiać się. J-jestem taki szczęśliwy, Shade! - wyszeptał, a mimo to jego głos ciągle przesycony był szczęściem.
   - Ja też, Psyche. Bałam się, że nigdy się nie spotkamy. – Oparłam czoło o jego ramię. Zaczęło mi być nagle strasznie gorąco.
   - Bianka, m-masz gorączkę – powiedział nagle stanowczo, wyplątując dłoń z pomiędzy moich włosów i przykładając ją do mojej skroni i czoła.
   - Nic mi nie jest, już mi lepiej. – Poderwałam się i, by mu to udowodnić, planowałam wykonać serię przysiadów.  Mimo, że nie czułam się za dobrze, nie chciałam się poddać. Niestety, jednak musiałam wyczerpać swój limit genialnych pomysłów, bo gdy się tak nagle zerwałam pociemniało mi przed oczyma. Na szczęście Rafał złapał mnie w porę.
   - Naprawdę nic mi już nie jest. - Skrzyżowałam ręce i zrobiłam nadąsaną minę. Musiało to wyglądać naprawdę komicznie, bo Rafał zaczął się słodko śmiać.
   - Oj, Bianka, Bianka. – Pokręcił rozbawiony głową i przyłożył swoje czoło do mojego, patrząc mi przy tym głęboko w oczy.  – Dlaczego ludzie kłamią?


Koniec, mam nadzieję, że oczy nie krwawiły wam zbytnio, a mózg nie wypłynął uszami.
Tak mimochodem, jakby ktoś potrzebował - opaska uciskowa potrafi skutecznie zatrzymać krwawienie. No, działa na nogach i rękach #potwierdzoneinfo, ale niestety nie wiem czy jest równie skuteczna jeśli krwawią nam gałki oczne.


O jeny, dlaczego potrafię rozpisać się nawet przy napisie "Koniec"? XDD
Tak jak wspominałam na początku, macie skriny rozmów, które były pierwotną i realistyczną wersją historii Bianki i Rafała.
Za to właśnie kocham anonimowe czaty.


1 komentarz:

  1. Zapraszamy do dodania bloga w serwisie zBLOGowani! Mamy już ponad 5300 blogów z 22 kategorii.
    Należy założyć konto jako bloger i w 2 krokach dodać bloga do serwisu. Nasz robot sam pobiera aktualne wpisy i prezentuje je tysiącom użytkowników którzy codziennie korzystają ze zBLOGowanych. Dla blogera to korzyść w postaci nowych czytelników i większego ruchu na blogu. Zapraszamy!

    OdpowiedzUsuń